niedziela, 17 czerwca 2012

Rehabilitacja po powtórnej rekonstrukcji więzadła krzyżowego przedniego – podejście od strony praktycznej i psychologicznej



Dawno nie pisałem, bo praca mnie lubi. Wiecie, kogo praca lubi? ;)

Studium przypadku, kolano Artura ciąg dalszy.

Dla nie wtajemniczonych: artykuł nie przyjęty do druku przez Praktyczną Rehabilitację i Fizjoterapię. Pewnie był zbyt mądry i zbyt mało jest przepisane z książki. De facto - sama praktyka i spostrzeżenia własne. Nie mam kogo zacytować w tym tekście! A w "fachowych czasopismach" pod "praktycznymi" artykułami znajduję się do 25 pozycji bibliografii, z czego 20 jest zerżnięta z innych artykułów, są tam tylko po to, aby być, bo dobrze jest jak jest ich więcej a nie mniej! No.. wylewnie. Tak, czy siak, moje dzieło jest w całości praktyczne. A dzięki temu, że do druku nie przyjęli - ty czytelniku - masz to za darmo - ja jestem uboższy o gotówkę, bogatszy o dobry uczynek - bylebyś mnie słuchał ;)

A więc zaczynajmy ...

Niektórzy z Was mogą uznać ten temat za przestarzały i dość prosty – przecież to tylko kolano. O autorze tego artykułu można równie źle pomyśleć, ponieważ kojarzy się on głównie z tekstami o tematyce ortopedycznej, ze szczególnym uwzględnieniem kończyny dolnej. O więzadłach krzyżowych ukazały się już dwa teksty tej osoby. Po to trzeci?

Odpowiedź jest prosta, ciągle rosnące doświadczenie w tym temacie podsuwa mi wiele nowych pomysłów, koncepcji, którymi chciałbym się podzielić z szerszą, równie doświadczoną publiką.

Niniejszy tekst będzie swego rodzaju studium przypadku. Po prostu są kolana, o których wręcz warto pisać. Czasami ku przestrodze…

Staw kolanowy jest specyficzny, jego urazy występują zazwyczaj u osób związanych z aktywnym trybem życia, sportowców, szczególnie tych, którzy traktują swoje hobby bardzo poważnie. Dość często, prowadząc rehabilitację przed operacyjną u danej osoby, zadaję pytanie, z pozoru bardzo proste, które brzmi następująco: po co tak właściwie Ty robisz tą operację? Większość osób odpowiada, że po to, aby móc wrócić do uprawiania swojej ulubionej dyscypliny sportowej. Mało tego, wbrew logice, chcą to uczynić możliwe jak najszybciej, w jak najkrótszym czasie! To jest cel nadrzędny! Zdecydowana mniejszość ma na celu ochronę swojej chrząstki, łąkotek, pozostałych biernych i czynnych stabilizatorów stawu kolanowego. Mało osób zdaje sobie sprawę, że jest to prewencja przed pojawieniem się wczesnych zmian zwyrodnieniowych. Sportowcy chcą uprawiać sport, bo to jest modne. Za wszelką cenę.

Bohaterem tego artykułu jest lewe kolano Artura. Mężczyzna w wieku 27 lat. Sportowiec z zamiłowania, niemniej jednak na dość wysokim poziomie zaawansowania. Kolano do roku 2005 miało się całkiem dobrze, aż do miesiąca lutego. Wtedy to nastąpił pierwszy jego uraz. Skręcenie kolana podczas jazdy na desce snowboardowej było na tyle poważne, że postanowiono unieruchomić nogę w szynie gipsowej, później w gipsie na okres 3 tygodni. Po ściągnięciu unieruchomienia oraz zaordynowaniu podstawowych zabiegów rehabilitacyjnych, pojawiły się niepokojące dolegliwości w postaci uczucia niestabilności, „uciekania” kolana. Okazjonalnie pojawiał się ból przy dużym zgięciu stawu i przy dużym wysiłku fizycznym, szczególnie po stronie przyśrodkowej. Po wnikliwym badaniu stwierdzono, że pacjent legitymuje się prawidłowym chodem, jego kolana mają prawidłową oś (nie są ani szpotawe, ani koślawe), rzepka znajduje się w prawidłowym ułożeniu, jej ruchomość nie budzi zastrzeżeń. Testy łąkotkowe ujemne, test Lachmana ++, test Pivot Shift ++. Pacjent z podejrzeniem częściowego uszkodzenia więzadła krzyżowego przedniego oraz z zespołem fałdu przyśrodkowo – rzepkowego.

Tutaj należy zaznaczyć, że uraz stawu miał miejsce w lutym 2005 roku, zaś pierwsza fachowa konsultacja medyczna została przeprowadzona we wrześniu 2006 roku!

W grudniu 2006 roku przeprowadzono rekonstrukcję całkowicie uszkodzonego więzadła krzyżowego przedniego dwoma przeszczepami autogennymi ze ścięgna mięśnia ST zamocowanymi niezależnie techniką 3T Aesculap. Po operacji zastosowano unieruchomienie na okres 3 tygodni. Do 6. tygodnia po operacji kolano legitymowało się ujemnymi testami Pivot Shift i Lachmana, stan pacjenta ogólny dobry.

Kolejne badanie kontrolne miało miejsce w marcu 2007, gdzie test Pivot Shift był dodatni (+), mięsień czworogłowy uda „zmalał” o 1,5 cm. Przy kolejnym badaniu, w czerwcu 2007 roku, mięśnia czworogłowego ubyło już 3,5 cm.

Pacjent przez okres od zakończenia rehabilitacji do sierpnia 2009 roku nie czuł się w pełni komfortowo ze swoim kolanem. Podczas wizyty kontrolnej w stwierdzono dodatni (+) test Pivot Shift, oraz objaw „przeskakiwania” zlokalizowany w przedziale przyśrodkowym.

W tym okresie pacjent został poddany szczegółowemu badaniu fizjoterapeutycznemu, z akcentem na ocenę stabilności kolana oraz jego funkcjonalności. Podpierano się protokołem badania stawu kolanowego IKDC 2000. Oto wnioski z przeprowadzonego badania (sierpień 2009):
- przed pierwszym zabiegiem rekonstrukcji ACL nie zastosowano cyklu rehabilitacji, pacjent poszedł na zabieg „z drogi”,
- wynik pomiaru BMI – prawidłowy,
- pacjent o lateralizacji lewostronnej,
- Pacjent legitymujący się stawami zwięzłymi według skali Beightona (tutaj ciekawostką było to, że w przypadku prawego stawu kolanowego występował dość znaczny przeprost, który odbiegał od normy, niemniej jednak, pozostałe stawy legitymowały się prawidłową ruchomością. W stawie kolanowym prawym nie odnotowano wcześniej żadnej kontuzji.).
- kąt piętowo – goleniowy jak i ułożenie rzepki i jej ruchomość – w normie,
- pomiar mięśnia czworogłowego uda na trzech poziomach wykazał następujące różnice (w stosunku do nogi nieoperowanej): na poziomie 5 cm nad rzepką – 1 cm, na poziomie 10 cm nad rzepką – 0 cm, na poziomie 15 cm nad rzepką 3 cm. Mięsień niedostatecznie rozbudowany rzucał niekorzystne światło na funkcję całej kończyny.
- lewe kolano legitymowało się dość dużym deficytem biernego zgięcia w stawie,
- w ocenie stanu łąkotek tylko jeden test wyszedł pozytywnie: chód w niskim przysiadzie przy szeroko rozstawionych nogach sprawiał ból,
- test Lachmana (-),
- Pivot Shift (+),
- testy rotacji zewnętrznej i wewnętrznej przy 300 zgięciu stawu kolanowego wyszły na poziomie określanym jako „bliski normy”.
Na chwilę przeprowadzenia tego, szczegółowego badania pacjent czół się dobrze, operację rekonstrukcji ACL ocenia pozytywnie, uważał, że poprawiła się stabilność jego kolana.

W grudniu zostało wykonane badanie USG, w którym rozpoznano horyzontalne uszkodzenie łąkotki przyśrodkowej w części środkowej, oraz początki hondromalacji kłykcia przyśrodkowego kości udowej. Rozpoznano również zrost w przedziale przednio-bocznym kolana. W czerwcu 2010 roku wystąpił incydent bloku kolana lewego.

W grudniu 2012 roku wykonano ponowną operację stawu kolanowego. Rozpoznano wtórną niestabilność przednią drugiego stopnia lewego stawu kolanowego oraz pęknięcie rogu tylnego łąkotki przyśrodkowej typu „rączką od wiaderka”. Wykonano artroskopową rekonstrukcję pęczka przednio-przyśrodkowego więzadła krzyżowego przedniego lewego stawu kolanowego metodą dwu tunelową przeszczepem ze ścięgna mięśnia czworogłowego uda oraz szew łąkotki przyśrodkowej. Zalecono leczenie rehabilitacyjne.

Początkiem marca wykonano badanie kontrolne. Kolano legitymowało się zakresem ruchomości w zgięciu powyżej 130 stopni, występował ból na krawędzi kłykcia piszczelowego, test Pivot Shift 1+, Artrometr 8/8 mm.

Jak widać, kolano Artura przeszło już nie mało. Myślę, że my, fizjoterapeuci, powinniśmy sobie odpowiedzieć na kilka dość istotnych pytań: jak do tego doszło? W jakim etapie tego postępowania poczyniono błędy? Kto je poczynił? Lub też, czy można w ogóle mówić o czyimkolwiek błędzie?

Odpowiedzi na te pytania są niezwykle trudne. Zadałem je celowo, ponieważ wytykanie komuś błędów jest szczególnie niepopularne. Mam nadzieję, że spowodowałem chwilowy przestój myślowy przy tym fragmencie artykułu. Pacjent ortopedyczny jest pacjentem wygodnym, gdyż szybko się goi i z dnia na dzień widać poprawę. Niemniej jednak, szybko, nie zawsze oznacza to, ca zwykle pacjenci chcieliby usłyszeć. Dla osób leczących szybko to miesiąc, dwa. Dla pacjenta tydzień! Taka sytuacja powoduje niepotrzebny stres na samym początku współpracy. Tutaj chciałbym spróbować opisać, jak pracuje się z „trudnym” pacjentem.

Na początku proponuję określić, kogo będziemy nazywać „trudnym pacjentem”. Jeżeli chodzi o osoby z urazem stawu kolanowego lub skokowego, to trudny pacjent charakteryzuje się przede wszystkim brakiem cierpliwości. Teraźniejszy styl życia wymusza na nas ciągłą aktywność. Jeżeli się zatrzymamy w miejscu, ciężko się z niego ruszyć. Jeżeli już wskoczymy w jakiś rytm, niechętnie się z niego wybijamy. Wyobraźmy sobie, pacjenta, który nie planuje kontuzji. Przecież kontuzji się zazwyczaj nie planuje! W momencie jej wystąpienia dotychczasowe plany blisko i dalekosiężne „biorą w łeb”. Nasz pacjent musi zaczynać wszystko od nowa. Jaka wtedy przychodzi mu pierwsza, w jego odczuciu najważniejsza myśl do głowy? Otóż, zazwyczaj pyta: kiedy będę mógł wrócić do normalnego życia? Takiego jak dawniej? Słysząc odpowiedź, że za co najmniej 6 miesięcy, przeżywa szok. W tym momencie powinniśmy ostrożnie i w dość prosty sposób tłumaczyć na czym będzie polegał proces powrotu do zdrowia i dlaczego będzie on trwał tak długo. Musimy sobie jednak zdać sprawę z tego, że niewiele rzeczy będzie przyswojone w sposób racjonalny. O wielu rzeczach zapomni, inne wyolbrzymi. Niemniej jednak, z czasem zacznie się przyzwyczajać do zaistniałej sytuacji. Spokój wewnętrzny osiągnie w momencie poukładania sobie spraw codziennych. Nasz pacjent będzie idealną osobą do współpracy, kiedy wyzbędzie się trosk dnia codziennego i skupi się tylko na jak najszybszym powrocie do zdrowia.

Tego typu pacjenci zazwyczaj największą motywację do działania odczuwają na początku swojej dość długiej drogi. Przez pierwsze dwa, trzy miesiące ciężko pracują, mierzą efekty swojej pracy dostarczając tym samym motywacji do dalszych działań. Pacjent opisany w tym artykule, po pierwszej operacji cykl rehabilitacji zakończył już po 4 miesiącach! Na zabiegi uczęszczał 2, 3 razy w tygodni. Po okresie 16 tygodni od operacji rozpoczął ćwiczenia na siłowni na własną rękę. Ta sytuacja, z życia wzięta, ma swoje odzwierciedlenie w literaturze, gdzie wielu autorów opisuje okres 3,4 miesiąca jako najbardziej zdradliwy z całego cyklu leczenia. Więzadło wówczas jest najsłabsze, noga zaś czuje się najlepiej – wraca do sił. Od zaprzestania konsultacji z fizjoterapeutą (w 4 miesiącu po zabiegu) do rozpoczęcia uprawiania sportu minęło niecałe 3 miesiące. Warto zwrócić uwagę tutaj na etap powracania do aktywności sportowej/rekreacyjnej. Nasz pacjent od razu rozpoczął od gry w piłkę nożną! Zaznaczyć tutaj trzeba, że w momencie, kiedy wymagał szczegółowych instrukcji, zrezygnował z nich. Przecież ten etap jest jednym z najważniejszych w całym cyklu, to tutaj powinniśmy uczyć osoby, jak prawidłowo obciążać kończynę, jak ją chronić od ponownego urazu, na czym polega zjawisko kokontrakcji, pacjent powinien znać wszystkie możliwe ćwiczenia czucia głębokiego, a dopiero potem powinien przejść do kopania piłki. Ominął podstawową zasadę stopniowania trudności. Poczuł się zbyt pewnie.

Czasem, w toku postępowania leczniczego, dochodzi do śmiesznych, aczkolwiek, bardzo poważnych sytuacji. Miałem szczęście. Lewe kolano Artura szczegółowo przebadałem po raz pierwszy w sierpniu 2009 roku, ponad trzy lata po pierwszej rekonstrukcji. Było stosunkowo wyeksploatowane. Z racji tego, że miałem do czynienia ze sportowcem, tonus spoczynkowy mięśni odpowiedzialnych za czynną stabilizację kolana był stosunkowo wysoki, w związku z czym, badanie biernej stabilności było dość trudne. Funkcjonalnie kolano miało się gorzej. Epizody uciekania pojawiały się dość często. Na tyle było to dokuczające, że bohater naszego artykułu postanowił szukać pomocy u osób innych. Trafił na najpopularniejszy sklep z zaopatrzeniem ortopedyczny i tam zakupił swój pierwszy stabilizator stawu kolanowego, który miał mu służyć jako wspomożenie kolana w sytuacjach skrajnie przeciążeniowych. Przynajmniej takie zapewnienia dostał od sprzedawcy. Moim osobistym zdaniem, była to najmniej odpowiednia czynność, jaka została zrobiona przez tą osobą w tym czasie. Dlaczego?

Otóż, wielu niecierpliwych sportowców robi wszystko, aby jak najszybciej wrócić do dyscypliny, aby nie wypaść z rytmu i nie podupaść na kondycji. Często jest to zakup „odpowiedniego” stabilizatora. W moim odczuciu, stabilizator stawu kolanowego jest przydatny tylko w początkowej fazie usprawniania pooperacyjnego. W tym okresie powinno stosować się ortezę długą, z możliwością blokady zgięcia i wyprostu w odpowiednich dla pacjentach kątach, powinien skutecznie zapobiegać negatywnym skutkom ewentualnego potknięcia się lub zaistnienia sytuacji, która polegałaby na wykonaniu nadmiernego przeprostu, jak na przykład wtedy, kiedy noga „wpada” nam w jakiś ubytek w chodniku. W tej kwestii bezsprzecznie zgadzam się z Panem Wojciechem Hagner, który opublikował swoje badania na ten temat w czasopiśmie „Ortopedia Traumatologia Rehabilitacja” (© MEDSPORTPRESS, 2006; 6(6); Vol. 8, 699-703). W tym artykule zakładał on, że jedynie stabilizatory z mocną, sztywną stalówką boczną z obejmami uda i podudzia oraz silną blokadą zawiasów są istotnie wpływającymi na zachowanie stabilności stawu kolanowego. Zaznacza on również, że stosowanie stabilizatorów stawu kolanowego w formie profilaktycznej nie przynosi większych korzyści. Warto tutaj zauważyć, że przytacza on badania innych autorów (Grace T. I wsp.: Prophylactic knee Brades and injury of the lower extremity. J. Bone Joint Surg. 1988, t. 70 A, str. 422-427), którzy dowiedli, że wśród pewnej grupy piłkarzy nożnych, ci, którzy używali stabilizatora stawu kolanowego w formie profilaktycznej, doznawali częściej kontuzji niż ci, którzy grali bez żadnej ochrony.

Przeanalizujmy myśl powyższą. Dlaczego stabilizator stawu kolanowego w fazie powrotu do uprawiania sportu może przynieść więcej szkody niż pożytku? Zacznijmy od wymienienia podstawowych funkcji tej rzeczy, o których zazwyczaj możemy dowiedzieć się od producenta lub też bezpośrednio od pana w sklepie:
- aktywnie odciąża i stabilizuje staw kolanowy,
- ogranicza ruchomość, stosowany przy niestabilnościach stawu kolanowego,
- chroni chrząstkę stawową, zabezpiecza więzadła,
- wspomaga przepływ krwi,
- przyspiesza powrót do zdrowia.

Tak górnolotne hasła sprawiają, że nasz pacjent kupuje taki a nie inny sprzęt i idzie w nim na boisko, bo przecież ma on chronić nasze nowe więzadło! I tak właśnie było z bohaterem naszego artykułu, kupił sprzęt za kilkaset złotych i przez kilkanaście miesięcy intensywnie go użytkował. Warto tutaj dodać, że niektóre elementy zostały na tyle wyeksploatowane, że nasz pacjent wymienił je we własnym zakresie na nowe, metalowe. Mowa tutaj o klamrach, które mocowały taśmy obejmujące udo i podudzie, które w czasie gry w piłkę nożną po prostu pękały, nie wytrzymywały obciążenia.

A jaki jest negatywny wpływ stabilizatora, w którym, według reklamy producenta, można wyjść na boisko czy też stok narciarski i bez przeszkód zażywać uciech związanych z ulubionym sportem konsumenta:
- zbyt ciasno założony wywołuje znaczny ucisk na mięśnie uda i podudzia, przez co faktycznie ogranicza przepływ krwi, powoduje zastoje,
- zbytnio uciśnięte mięśnie podczas wysiłku fizycznego nie rozwijają się równomiernie, co bardzo często widać u osób, które stosują tego typu zaopatrzenie ortopedyczne. Zazwyczaj noga, na której znajduje się stabilizator jest chudsza i słabsza od nogi wolnej od tego urządzenia.
- Wpływa niekorzystnie na czucie proprioceptywne kolana. Impulsacja dochodząca z innych miejsc może zaburzyć sposób odczuwania naszej kończyny w przestrzeni, szczególnie wtedy, kiedy wspomniany stabilizator jest dobrany nieodpowiednio do nogi, uwiera ją i wywołuje uszkodzenia naskórka.
- faktycznie nie chroni naszego kolana przed kontuzją. Nawet najlepiej dobrany stabilizator nie jest w stanie odpowiednio zabezpieczyć stawu kolanowego przed nadmiernymi ruchami rotacji wewnętrznej czy zewnętrznej z jednoczesnym ruchem zgięcia stawu kolanowego w sytuacjach ekstremalnych (na przykład u narciarzy w trakcie wypadku). Tutaj z pełną odpowiedzialnością pragnę dodać, że dużo lepszymi efektami mogą poszczycić się metody tapingu sportowego czy kinesiology tapingu, które serdecznie polecam jako alternatywę dla stabilizatorów jakichkolwiek.
- Daje złudne poczucie bezpieczeństwa, przez co pacjent, wraca na boisko sportowe szybciej niż powinien.

Lewe kolano Artura swojego pierwszego urazu po rekonstrukcji ACL doznało właśnie we wspomnianym stabilizatorze. I właśnie wtedy zdał on sobie sprawę z błędnego złożenia, w jakim tkwił tak długo. W tym okresie nasi pacjenci zazwyczaj żyją w wewnętrznym konflikcie. Zastanawiają się co tak właściwie mają robić. Z jednej strony lekarz stanowczo odradza kontynuowanie amatorskiej kariery piłkarskiej, z drugiej strony zaś, sport jest na tyle wciągający, że non stop się o nim myśli, i jak tylko nadarza się okazja, nawet dla zabawy pragnie się kopnąć tą piłkę w stronę bramki. I tak właśnie można zobrazować definicję sława mikrouraz. Ciągłe przeciążanie pewnych elementów wewnętrznych, nawet z najlepszą możliwą ochroną zewnętrzną, w ostatecznym rozrachunku daje nam obraz kontuzji masywnej, jaką to w tym przypadku było uszkodzenie łąkotki bocznej oraz zerwanie jednego z pęczków więzadła krzyżowego przedniego.

W tym artykule główny nacisk położona na sportowców, niemniej jednak pamiętajmy, że czasem sytuacja życiowa zmusza naszych pacjentów do podjęcia aktywności fizycznej wcześniej niż powinni. Mam tutaj na myśli głównie pracę zawodową. Pracodawcy niechętnie patrzą na pracownika, który przebywa na zwolnieniu lekarskim 6 -7 miesięcy. Stąd też spotkałem się z komplikacjami w rehabilitacji stawu kolanowego właśnie tym spowodowanymi. Jest to temat bardzo trudny do rozwiązania, dlatego też tutaj musimy liczyć na swoją kreatywność. Pamiętajmy, że na chwilę obecną jesteśmy w stanie przyspieszyć powrót do zdrowia po tym zabiegu zaledwie w znikomym procencie. Jeżeli przeszczep jest autogenny, musi upłynąć pewien „książkowy” okres służący wygojeniu się ran.

Jak wygląda kolano po ponownej rekonstrukcji więzadła krzyżowego przedniego?

Wynik takiego leczenia jest różny i praktycznie nikt nie jest w stanie zagwarantować przed jego rozpoczęciem, że z pewnością stan kolana będzie lepszy. Lewe kolano Artura jest w stanie bardzo dobrym, niemniej jednak cykl rehabilitacji nie był dla niego łatwy. Początki ostrożne, z racji szycia łąkotki. Przez 5 pierwszych tygodni całkowity zakaz obciążania. Bazowano na ćwiczeniach czynnych, czynnych wspomaganych i z oporem. Duży nacisk kładziono na zwiększanie ruchomości stawu, szczególnie wyprostu, gdyż to właśnie z nim, po ponownych operacjach tego typu, jest duży problem. Kolano, z racji zrostu, oraz szytej łąkotki nie poddawano przeciążeniom związanym z jego szpotawieniem, stąd unikano ćwiczeń w leżeniu na boku prawym bez odciążenia do 6 tygodnia. Największym problemem była właśnie łąkotka, na która praktycznie w każdym momencie ruchu z oporem należało uważać, stąd też przeważał opór ręczny, gdyż tylko w taki sposób można „z wyczuciem” dawkować odpowiednią siłę. Sesje były odbywane w ilościach dwie w tygodniu. Po szóstym tygodniu spotkania odbywały się raz w tygodniu do piątego miesiąca.

W momencie, kiedy lekarz, po wcześniejszym, szczegółowym badaniu zezwolił na stopniowe obciążanie kończyny, wprowadzono ćwiczenia w staniu, polegające na początku przede wszystkim na nauce prawidłowego chodu. Początkowo było to dość trudne, gdyż występował delikatny przykurcz wyprostny, dlatego też pełnowartościowe ćwiczenia chodu miały sens dopiero po rozpracowaniu przykurczu.

W momencie odrzucenia kul, rozpoczęto przysiady. Tutaj pacjent miał obowiązek wykonywać samodzielnie sesje ćwiczeniowe co najmniej cztery razy w tygodniu. Początkowo ćwiczenia wykonywano na stałym podłożu, potem na chwiejnym, stopniowo przechodząc do ćwiczeń równoważnych, które w tym momencie są podstawowym elementem codziennego treningu. Drugim elementem są ćwiczenia siłowe oraz wytrzymałościowe. Z racji tego, że pacjent doskonale porusza się na rowerze typu MTB, polecono stosować nietypowy zestaw treningowy w postaci rozgrzewki właśnie na rowerze. Mówiąc kolokwialnie, przed rozpoczęciem ćwiczeń właściwych na siłowni, pacjent ma za zadanie przejechać odpowiedni dystans na rowerze w odpowiednim czasie. Trasę dostosowano do stanu stawu kolanowego. Położono nacisk na to, aby rozgrzewka nie była w formie treningu na rowerze stacjonarnym. Na siłowni kontynuujemy rozgrzewkę na step perze. Po ćwiczeniach rozciągających wykonywane są właściwe ćwiczenia siłowe, które kończą się ćwiczeniami rozciągającymi. Pacjent trenuje minimum trzy razy w tygodniu.

Po odpowiednim przygotowaniu siłowym i wytrzymałościowym rozpoczęto trening na boisku, który składał się, podobnie jak powyżej z elementu rozgrzewki w formie przejażdżki na rowerze na określonych warunkach. Dopiero potem szybki marsz, trucht, bieg, szybszy bieg. Z końcem dziesiątego miesiąca po drugim zabiegu planuje się rozpocząć trening sprintu początkowo na 50, potem na 100 metrów. Przed tym jednak seria ćwiczeń zwinnościowych, wytrzymałościowych równoważnych, w tym ćwiczenia równoważne na szerszej taśmie zawieszonej około 30 cm nad podłożem.

Pomimo, że dotychczasowa rehabilitacja przebiega bez zarzutu, na chwilę obecną można powiedzieć, że do uprawiania sportu na wyższym poziome kolano Artura raczej nie będzie się już nadawało. I nie chodzi tutaj o jego stabilność czy też jej brak. Obecnie nie występuje odczucie uciekania kolana, noga jest silna, pewna, zwarta i bez żadnych dolegliwości. Artur nauczył się ćwiczeń kokontrakcji i na chwilę obecną wykształcił swego rodzaju automatyzm, który pozwala mu w sytuacjach krytycznych zachować odpowiednią ochronę. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę badanie obiektywne stabilności stawu kolanowego, delikatny „luz” pozostał, dlatego też, z racji uszkodzonej łąkotki, poleca się zaprzestanie uprawiania sportu w postaci piłki nożnej czy też narciarstwa lub innych zimowych.

Jeżeli będziemy mieć przed sobą 28 letniego pacjenta, który przeszedł już dwie operację rekonstrukcji więzadła krzyżowego przedniego oraz ma zszytą łąkotkę, a jego chrząstka nosi znamiona chonromalacji, pamiętajmy, że jego kolano musi wytrzymać minimum do 67 roku życia, dopiero wtedy będzie ono mogło odpocząć na zasłużonej emeryturze. Póki co, musi się ono zmagać z trudami życia codziennego, musi wytrzymywać codzienne obciążenia związane z wykonywaną pracą przez najbliższe 39 lat! Celowo w zakończeniu, padły dość brutalne i na pierwszy rzut oka mało prawdopodobne liczby, które obrazują faktyczny stan panującej rzeczywistości. Jeżeli nasz pacjent nie zda sobie sprawy z tych niezaprzeczalnych faktów, wiemy co będzie go czekać w niedalekiej przyszłości. Z pewnością pozostanie naszym pacjentem…

Piknie i długo ....
W celu osobistej konsultacji z kumakowcem dzwoń: 889 282 776